Pamiętam, kiedy w 2008 roku Steve Jobs pokazał światu bardzo cienki komputer bez napędu płyt, mam na myśli pierwszą generację MacBooka Air, wyciągnął go z koperty – na całej sali rozległy się brawa podekscytowanej publiczności. Oj, posypało się wtedy wiele hejtów, głównie skreślających ten laptop za brak napędu. Apple wiedziało dobrze na co się porywa. Z nowym MacBookiem jest podobnie – jedna wtyczka do wszystkiego, Tim Cook doskonale wie, co robi. Wie także, że firmie z Cupertino i nam wyjdzie to na dobre. Dlaczego? Już tłumaczę…
Gdyby nie MBA bez napędu i nacisk Apple na wyzbycie się nośników wszelkiego rodzaju i zastąpienie ich treściami cyfrowymi dostępnymi przez internet obecne sklepy internetowe z oprogramowaniem (Mac App Store, Sklep Windows) nie istniałyby na tak wysokim poziomie na jakim są obecnie, nie mielibyśmy tej wygody (już kilka lat temu), że komputer sam aktualizuje niezbędne programy a także cały system, szybko i wygodnie.
Pozbywamy się zbędnych kabli – bezprzewodowa muzyka w całym domu.
Od jakiegoś czasu jestem uczulony na kable, cenię sobie wygodę i estetykę. Dlatego w szybkim tempie zacząłem się ich pozbywać. Rozpocząłem od najważniejszego – od mojej dobrze grającej „wieży”, która nie posiadała technologii bezprzewodowej. Miałem dosyć kilkumetrowych kabli rozmieszczonych po całym pokoju, tylko dlatego aby móc posłuchać ulubionej muzyki.
Moje rozwiązanie:
Szperając w internecie natknąłem się na ciekawy adapter bluetooth – kompaktowy i działający praktycznie ze wszystkim: Adapter bluetooth firmy Logitech. Odetchnąłem z wielką ulgą kiedy długość kabla już mnie nie ograniczała. Estetyka wzrosła, a miny osób, którym pokazywałem jak „latam” po pokoju z telefonem czy laptopem i mogę kontrolować wydobywający się dźwięk z dużych głośników, były bezcenne: „skąd to gra?”, „gdzie jest kabel?”- pytali znajomi.
