Chyba tylko Apple jest na tyle wpływowe. Tak, to zawsze im udawało się przestawić świat na coś nowocześniejszego, niekoniecznie od razu lepszego, ale po czasie zwykle okazywało się być bardzo dobre. Tak było na przykład ze slotem na dyskietki, czytnikiem DVD, a obecnie dzieje się to ze złączem słuchawkowym. Mimo że każdy wie o tym, że jest to niezwykle stary wynalazek, to jednak nikt nie był na tyle odważny, żeby wykonać TEN ruch i pozbyć się go z flagowego telefonu. Jak jednak ten krótki czas jednego roku pokazał, światu udaje się żyć inaczej, może łatwiej? Niegdyś drogie słuchawki bezprzewodowe zaczęły stawać się coraz tańsze, a wielu producentów zaczęło wprowadzać do sprzedaży więcej tego typu urządzeń. Przedstawicielem takiego ruchu jest dość znana w świecie akcesoriów firma ZAGG wraz z serią słuchawek iFrogz i serią Impulse. Tym razem zrecenzuję odmianę określoną nazwą Duo. Zapraszam.
Ale co to właściwie jest?
Prawdę mówiąc, zanim słuchawki do mnie dotarły nie słyszałem o nich zbyt wiele. Nic w tym dziwnego, używam ich od sierpnia, a więc prawie od początku premiery, która odbyła się początkiem wakacji. Nie przedłużając, są to bezprzewodowe słuchawki dokanałowe, czyli potocznie mówiąc pchełki. Ciekawą cechą tego typu urządzeń jest to, że każda firma ma nieco inną filozofię ich tworzenia. W ten sposób spotkałem się już z naprawdę wieloma znacznie różniącymi się typami budowy. Impulse Duo składają się z dwóch słuchawek połączonych kabelkami do przypinanego na klipsie „sterownika” z przyciskami. Przyznam, że jest to bardzo dobrze przemyślana konstrukcja, ale więcej o tym za chwilę.
Zawartość opakowania
Ponieważ pierwsze wrażenie jest najważniejsze, skupię się najpierw na samym opakowaniu. Ładnie wykonany (także graficznie), kolorowy, cienki kartonik, który nałożony jest na samo pudełko posiada na sobie zdjęcie słuchawek, ich nazwę, a także podstawowe informacje na temat urządzenia i jego gwarancji. Pociągając za uchwyt naszym oczom ukazuje się, zielono-niebieskie (nie umiem jednoznacznie określić tego koloru – wybaczcie), solidnie wykonane pudełko na którego wierzchu znajduje się tylko i wyłącznie logo iFrogz. Podnosząc wieczko od razu naszym oczom ukazują się ładnie wyeksponowane słuchawki oraz dwa komplety gumek do uszu (oprócz tych założonych na słuchawki). Mogłoby być ich nieco więcej, różnice w ich wielkości są dość duże i nie każdy znajdzie tu wygodną dla siebie konfigurację. Poniżej, to co zawsze, czyli krótki kabel MicroUSB do ładowania słuchawek oraz instrukcja obsługi.
Wykonanie i wygląd
Słuchawki wykonane są bardzo solidnie. Trzy, duże, ciemnoszare i plastikowe przyciski przyjemnie się klika, chociaż mogły by mieć nieco przyjemniejszą fakturę, jednak za cenę dość atrakcyjną cenę słuchawek nie wymagam cudów. Poniżej plastik został pokryty miłym i miękkim materiałem na wzór filcu w kolorze nieco jaśniejszej niż przyciski szarości. Na spodzie znajduje się gumowy, ciemnoszary pasek oraz ładnie zabudowany magnes. Nie mam się tu do czego przyczepić. Czarny i cienki chociaż mocny kabel nie wyróżnia się niczym specjalnym. Ot, zwykły, lekko gumowany i poprawny materiał. Sama część którą wkładamy do ucha jest z jednej strony miękka, pokryta takim samym, przyjemnym materiałem co większość pilota. Na jednym końcu znajduje się ciemniejszy element z logiem serii, a z drugiej ciemny, aczkolwiek przezroczysty plastik przez który dostrzec można technikę zawartą w urządzeniu. Słuchawki występują również w biało-srebrnym kolorze. Gumeczki, jak to w każdych słuchawkach dokanałowych wykonane zą z miękkiej gumy. Tutaj również nie ma na co narzekać. Co do wyglądu i jego spójności, osobiście uważam, że jest świetnie. Wszystko do siebie pasuje bardzo dobrze i jako całokształt sprawia bardzo przyjemne wrażenie.
Wygoda i praktyczność
Praktycznie jest bardzo dobrze. Zakładając słuchawki najpierw przypinamy elastycznym klipsem pilota do ubrania. Jest to bardzo dobrze przemyślane rozwiązanie. Wyjmując z uszu szybkim ruchem słuchawki, nie spadną one jak ma to miejsce u wielu konkurentów, a trzymają się po prostu na ubraniu. Świetna sprawa, chyba że chcemy używać słuchawek na plaży. Nie mając górnego stroju kąpielowego (co dla facetów jest chyba normalne) nie mamy jak przypiąć słuchawek, których największa część, czyli pilot wisi gdzieś pod szyją. Ale wracając do plusów tego rozwiązania, są nimi na pewno: łatwy dostęp do przycisków, a także ustawienie mikrofonu w dobrym miejscu do wyłapywania naszego głosu. Kable są wystarczająco długie, ale nieprzesadnie. Część którą wkładamy do ucha, po wybraniu odpowiednich końcówek, układa się w nim bardzo dobrze i nie wypada nawet podczas biegania i skakania. Tutaj też sprawdzi się odporność na pot (IPX-2). Całość nie jest też ciężka, żeby w brzydki sposób ciągnąć nasze ubranie i niemiło uszy. Słuchawki nawet po dłuższym słuchaniu nie powodują bólu. Dioda znajdująca się na dolnej części pilota informuje nas o kilku rzeczach. Świeci na niebiesko, gdy słuchawki są połączone, mruga na czerwono, gdy bateria bliższa się do wyczerpania, a także kolor światła zmienia się na przemian w momencie parowania. Dobrze, o użytkowaniu „w akcji” napisałem chyba wszystko co trzeba. Kończymy słuchać muzykę i chcemy odłożyć słuchawki. Prozaiczna czynność, która jednak została dość fajnie przemyślana przez producenta. Ów klips dzięki któremu urządzenie trzyma się na ubraniu służy także do trzymania kabli, gdy zwiniemy je wokół pilota. Eliminuje to całkowicie problem zaplątanych słuchawek, a same dzięki temu nie zajmują dużo miejsca. To mi się podoba!
„Bezprzewodowość”
To chyba najważniejsza cecha słuchawek dzisiejszych czasów. Jak już wspomniałem, Impulse Duo są przedstawicielami nowego stylu produkowania „słuchawek na codzień”, które po prostu uwielbiam. Zwłaszcza po tym jak mój iPhone spadł na płytki zyskując dwa obicia pociągnięty kablem od EarPodsów. Łączność bezprzewodowa to więc kluczowy element. W tym przypadku od razu po wyjęciu z pudełka z niczym nie ma problemów, słuchawki parują się bardzo szybko. Robimy to za pomocą przytrzymania środkowego przycisku. Kiedy słuchawki są w trybie szukania dioda mruga przemiennie na niebiesko i czerwono. Podobnie jest po każdym ponownym ich uruchomieniu. Dodatkowo, tworzą spójną całość wraz z systemem iOS. Pilot obsługuje wszelkie gesty znane nam ze słuchawek dołączanych w zestawie do iPhone’a, na którego ekranie wyświetlany jest również poziom naładowania, przez co nie musimy się martwić, że słuchawki nagle się wyłączą. Wszystko mamy pod kontrolą. Co do samej łączności to jest ona bardzo mocna, nigdy nie zdarzyło mi się, aby cokolwiek przerwało połączenie, czy też obniżyło jego jakoś. Nawet będąc w innym pokoju niż połączony telefon.
Bateria
Tutaj będzie szybko i zwięźle. Producent deklaruje 10-12 godzin w trybie mieszanym (słuchanie, czuwanie). To prawda. Jest zatem bardzo dobrze. Słuchawki ładują się około 2 godziny.
Dźwięk
Nareszcie w spokoju sumienia mogę chyba przejść do najważniejszego aspektu recenzowania słuchawek. Jak jest zatem z dźwiękiem? Patrząc na budowę i cenę słuchawek oraz na sam fakt, że są to pchełki nie spodziewałem się tu żadnych cudów. Punkty odniesienia miałem dwa. EarPodsy oraz Beoplay H5. Od razu mogę przyznać, że Impulse Duo rozbrajają EarPodsy dźwiękiem pod każdym względem. Zasługą są tu nowe, podwójne, dynamiczne, neodymowe, 6mm przetworniki w każdej słuchawce. Sprawia to, że średnie i wysokie tony odwzorowane są bardzo dobrze. Co ważne, słuchawki są dość elastyczne, a więc dopasowane do mojego bardzo zróżnicowanego gustu muzycznego. Sprawdzą się więc zarówno przy muzyce filmowej, klasycznej, przy spokojnej alternatywie, starym rocku, a także skocznym popie, czy dance’ie. Słuchawki świetnie czują się także przy rapie i hip-hopie. Przekonałem się o tym po premierze najnowszej płyty Taco Hemingwaya, kiedy to na słuchawkach całymi dniami praktycznie nie odtwarzane było nic innego. Co do niskich tonów i basu. Jest tu bardzo dobrze. Słuchawki są raczej cieplejsze. Bas jest odczuwalny i przyjemny. Znacznie bardziej niż w EarPodsach i porównywalnie mocno jak w Beoplay H5. Odpowiada mi to.
„EarBud Tips For Life”
Program o właśnie takiej nazwie polega na tym, że jeśli gumowe końcówki słuchawek w jakiś sposób ulegną zniszczeniu, czy też je zgubimy, to wypełniając formularz, firma Zagg przyśle nam nowe sztuki. Działa to także po zakończeniu gwarancji na same słuchawki. Miły gest. Sam nie sprawdzałem jak to działa, ale jeżeli miałbym taką potrzebę, uaktualnię tę recenzję.
Wady
Oprócz tych wymienionych w różnych podpunktach znalazłem jedną. Chcąc połączyć słuchawki z innym niż mój telefonem miałem mały problem aby wprowadzić je w tryb szukania. Trzeba było przytrzymać przyciski podłagaszania i włączania jednocześnie, jednak nie zadziałało to za pierwszym razem. Trzeba „dobrze trafić”. Druga, malutka wada to brak jakiejkolwiek informacji która słuchawka jest która. Nie są one oznaczone w żaden sposób, przez co przez dwa pierwsze dni nosiłem je odwrotnie zastanawiając się dlaczego tak ciężko je ułożyć.
Podsumowanie
Myślę, że napisałem chyba wszystko co chciałem o iFrogz Impulse Duo. Podsumowując, są to świetne, bardzo wszechstronne słuchawki na codzień. Bardzo chętnie zakładam je tylko wtedy, gdy muszę wyjść z domu. Sprawdzają się w tej roli idealnie. Mimo swojej, atrakcyjnej ceny, która wynosi około 40 dolarów (44 na stronie producenta) nie mają wielu wad, a te nie przeszkadzają aż tak bardzo. Jakość dźwięku jest bardzo zadowalająca, tak jak i wygoda zapewniona przez mądre rozwiązania. Produkt ten jest naprawdę godny polecenia.